Kochana Babciu!
Przepraszam, że tak długo do
Ciebie nie pisałam, ale mam teraz tyle zadań domowych, że ledwo nadążam
tłumaczyć rodzicom, co było źle w poprzednich! Słyszałaś może kiedyś o „szoku
czwartej klasy”? Ogólnie mówiąc, polega on na tym, że w czwartej klasie nagle okazuje
się, że słodkie dzieciństwo sięgające czasów przedszkolnych dobiegło końca i
pora brać się do roboty, co przejawia się zwiększeniem trudności, ilości
poświęcanego czasu i częstotliwości zadań domowych, klasówek i sprawdzianów o
jakieś 500% w stosunku do roku poprzedniego. Testy postępów w nauce stają się
sprawdzianami, buźki, ptaszki i kwiatuszki zostają zmienione na stopnie, a te
przekładają się na końcowe oceny, mające wyrazić w sześciostopniowej skali
poziom pracy włożonej w zdobycie wiedzy przez ucznia. No i to może powodować
ból głowy rodzica, a ból głowy rodzica nigdy nie przekłada się na uśmiech na
twarzy potomstwa…
Powiesz,
że za Twoich czasów do roboty trzeba było brać się od pierwszej klasy, a nie
dopiero od czwartej – i pewnie będziesz miała rację. Tata powiedziałby, że od
tamtej pory nauczanie prowadzone jest już nie tylko przez duchowieństwo… Mama
za to powie, że tylko przez ostatnie 10 lat zmieniano pomysły na szkołę tyle razy,
ile razy zmieniał się minister edukacji. A każdy uczeń wie, że szkołą rządzą dwa
bóstwa: Reforma i Program. Ich najwyższym kapłanem jest Kuratorium, a ofiarą składaną
na ich ołtarzach są m.in. zadania domowe…
Najważniejsza
jest zawsze jakaś przenajświętsza Reforma, której nieubłagany syn Program żąda od
śmiertelników absolutnego wypełniania swoich zaleceń. Żadna Reforma nie jest
dana raz na zawsze - średnio co 4 lata lub ich wielokrotność zostaje strącona w
Otchłań wraz z Programem, który nagle okazuje się przeklętym. Na ich miejsce
pojawiają się bóstwa nowe o tych samych imionach, choć nieco zmienionych
obliczach, a zadaniem kapłanów wyższego i niższego szczebla jest zorientowanie
się w porę, na czym polegają różnice między bóstwami starymi, a nowymi –
oczywiście pod groźbą wylądowania w wyżej wspomnianej Otchłani.
Nie
jest to łatwe dla kapłanów. Jak wiadomo, w każdej mitologii na początku musi
być chaos i nie inaczej jest w tym przypadku. Tym gorzej więc dla maluczkich,
którzy takim powołanym do najwyższych celów siłom, jak Reforma i Program,
zawsze są głęboko obojętni.
Na
przykład kiedy chodziłam do przedszkola, paniom nie wolno było nas uczyć
czytać, żebyśmy mogły nauczyć się dopiero w szkole – obowiązkowo jako
sześciolatki – to miał być dowód, że sześciolatki radzą sobie w szkole, bo tak
zakładała tamta Reforma. Jeżeli ktoś uważał, że dziecko sobie nie poradzi, miał
przedłożyć kapłanowi oświaty stosowny stos dokumentów dowodzących, że dziecko jest
prawie idiotą, nawet jeżeli nie było.
Oczywiście,
sześciolatki w szkole i tak sobie radziły, bo przecież nie mogło być inaczej. Ale
szybko przyszła inna Reforma, która na zbity pysk wywaliła tamtą. Nowa Reforma,
upraszczając, zakłada, że sześciolatki w szkole sobie nie radzą, chyba że są
wybitnie uzdolnione albo wcześniej odpowiednio przygotowane. Czyli, że wszyscy
są z zasady prawie idiotami, a jeżeli ktoś uważa, że jego dziecko nie jest, to
niech to udowodni za pomocą sterty stosownych dokumentów przedłożonych
kapłanowi oświaty…
Gdzieś
między najwyższymi a najniższymi rejestrami wszechświata miotani jesteśmy my – uczniowie.
Śmiertelnicy zdani na łaskę i niełaskę bogów, ogólnie bujający w nieważkim
chaosie oświatowych pobojowisk, od czasu do czasu poddani działaniu grawitacji
którejś z przeważających sił. A jako że pył boskich pól bitewnych prawie nigdy
nie opada, sprostanie założeniom Programu wymaga pracy po godzinach…
Zadania
domowe bywają treningowe, powtórzeniowe albo wizerunkowe – dla poprawy wizerunku
ucznia.
A
niekiedy ratunkowe - kiedy nauczyciel sam nie zna rozwiązania. Siedzi wtedy nad
zadaniem cała rodzina i główkuje. Pięć razy czytają polecenie, po cichu i na
głos, obracają książkę na wszystkie strony i obrażają się, kiedy nie pozwala
się im wyrywać kartek. A potem w ruch idą telefony i główkowanie nabiera
wymiaru interfamilijnego. Jak się trafi między nimi kto mądry, to od razu
wszyscy mają odpowiedź, ale czasem życie ratuje dopiero Google albo Youtube.
Ale
niestety, czasem nawet Google jest bezradny. Bo na przykład wiadomo, że gród
Biskupin powstał ok. 1400 lat p.n.e. i według starego Programu został założony
przez nieznany lud tzw. kultury łużyckiej. Ale co na to nowy Program, który z
racji narodowych skłonności swojej matki Reformy, może upierać się, że to
jednak z całą pewnością byli Słowianie albo mityczni Lechici?...
Dlatego
potem tracę tyle czasu na tłumaczenie rodzicom, co było źle w zadaniu, które
pomagali mi odrobić dzień wcześniej. Pył bitewny świeżo wzniecony jeszcze długo
nie opadnie.
Całuję
Cię mocno!
Twoja
J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz