niedziela, 19 stycznia 2020

194. MY I ONI



               Kochana Babciu!

                Znów mamy nowy rok. Fajny taki, okrągły, dobrze na papierze dwie dwudziestki wyglądają i niektórych, nie wiedzieć czemu, napawa to optymizmem. Może dlatego, że dość wietrzną mamy jesień tej zimy i statystyki czystości powietrza wypadną nam lepiej niż w ostatnich latach? To się na pewno przyda przed wyborami…
                Bo w tym roku znowu mamy wybory, wiesz? Kiedy pisałam do Ciebie pierwsze listy, wybory dało się wyczuć co 4 lata, bo władze naszego miasta były teoretycznie niepartyjne i w każdym roku wyboru nowych władz następował wysyp inwestycji widocznych z kosmosu. A co najmniej z drogi do lokalu wyborczego.
                Ostatnio jest lepiej, a przynajmniej ciekawiej, bo władze w mieście nie są już niepartyjne, a co za tym idzie, wszystkim wyborom musi towarzyszyć tak zwane przecinanie wstęg albo przynajmniej nasilenie wizualizacji różnych projektów. Z różnych źródeł. I w sumie jak zawsze, tylko teraz czasem trochę głośniej. Niestety, tata mówi, że problem w tym, że w mieście rządzą my a w stolicy oni. Oni bardzo nie lubią nas, zresztą ze wzajemnością, ponieważ uważają, że to my jesteśmy oni, a właśnie oni my.  Rozumiesz coś z tego? Ja też nie, ale efekt jest taki, że od wizualizacji do realizacji zawsze było daleko, ale teraz jest jeszcze dalej.


                Czasem to i dobrze. Kilka lat temu nasi ogłosili, że pozwolą wybudować u nas nową kopalnię, a oni przyklasnęli, bo lubią kopalnie i myśleli, że się ludzie ucieszą. Ale się okazało, że się ludzie nie cieszą - jakoś nikomu nie uśmiecha się perspektywa walących się domów, odpływających wód powierzchniowych i dróg dziurawych jak budżety miejskie po „reformie” edukacji. Dlatego mieszkańcy zaczęli organizować protesty, a nasze władze miasta w porę zorientowały się, co się święci i zgody nie wydały. Kiedy oni zorientowali się przed ostatnimi wyborami, że wizualizacja kopalni nie zyskała popularności, rozpoczęły się wyjaśnienia i zapewnienia, że oni żadnej kopalni nie chcą i zrobić nie pozwolą. Co więcej! Oni w miejscu, w którym miałaby być kopalnia, będą budować kanał! A będzie to kanał na miarę ich możliwości. Oni tym kanałem otworzą oczy niedowiarkom. „Patrzcie – powiedzą – to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo i nikt nie ma prawa się przyczepić, bo to jest kanał społeczny!”
                „Niezły kanał!” pomyśleli mieszkańcy dzielnic, których miałby spotkać wątpliwy zaszczyt pozbycia się domów na rzecz rzeczonego kanału i komu mogły, temu włosy stanęły na głowie, a ręce opadły. Przy czym coś tam u nich nie zadziałało tak jak powinno, bo kiedy jedni mówili już o kanale, inni jeszcze o kopalni, jedni zapowiadali, że nie wydadzą zgody, inni podpisywali projekty ustaw, pozwalających budować kopalnie bez zgody, potem się okazywało, że nie wiedzieli, co podpisywali – ot, dzień z życia rządowego polityka. Wpuszczonego w kanał, jak się okazało, bo ci, co nie wiedzieli, co podpisują, nie dostali tyle głosów, ile potrzebowali. Ze złości nie posprzątali po sobie bilbordów.

                W tym roku na pewno przed wyborami temat kanału i kopalni wróci, ale ważniejsze będzie oddanie do użytku nowej drogi, która ma usprawnić dojazd z naszego miasta do autostrady. I znów problem w tym, że to się dopiero okaże, czy usprawni, bo droga jest nasza, a autostrada ich. I chociaż teoretycznie wystarczyłoby tylko zrobić tak zwany węzeł, który częściowo jest przygotowany, to oni nie planują go budować. Może się okazać, że korki do zjazdu z nowej drogi sprawią, że jej wartość będzie taka, jak bramek na autostradzie.
                Ale należy spodziewać się przecinania wstęgi, bo takiej okazji nikt nie przepuści. Wiadomo: sukces ma wielu ojców, dlatego to może być bardzo niebezpieczna sytuacja, bo wielu będzie takich, co będą chcieli się zmieścić w kadrze, a ten przecież nie z gumy. Do tego trzeba uważać, obok kogo się stoi! Bo jeśli któryś z nich stanie zbyt blisko któregoś z naszych, a jeszcze, nie daj Boże, będzie miał przy tym zbyt życzliwy wyraz twarzy, to może następnego dnia pracy szukać! Tu nie ma żartów.
                Ostatnio podobna akcja miała miejsce, kiedy ogłaszano, że ciepłociąg, który ogrzewa część naszego miasta, a jest ich, będzie zasilany ciepłem z elektrowni, która teraz też jest ich. Będzie taniej i powszechniej, mówili, i nie będzie już smogu, co do którego istnienia wśród nich zdania, co prawda, były podzielone, ale z niechęcią przyznali, że coś tu jednak śmierdzi. Było więc oficjalne, wspólne ogłoszenie przez naszych i nich, błyski fleszy i wizualizacje. Nie wszyscy od nich, którzy byli na zdjęciach z naszymi dostali potem zgodę na start w wyborach...
Niestety, potem się okazało, że im to się jednak nie opłaci, żeby naszym taniej ciepło robić. I też ogłosili w błyskach fleszy, że ciepło będzie, ale nie z elektrowni i nie taniej, bo trzeba będzie unowocześnić starą ciepłownię, ale – bez obaw – też będzie fajnie i proszą, żeby pamiętać, że jak już będzie, to dzięki nim. Tego nie ogłosili już wspólnie, a nasze władze dowiedziały się o tym z gazety. Ot, dzień z życia samorządowego polityka. 

                Nasi muszą być tym dość skołowani, bo kiedy jeden z ich radnych chciał sobie nabić punktów i zaproponował, żeby wybudować spalarnię śmieci, która mogłaby dać trochę ciepła i pozbyć się części śmieci, jak się to robi w cywilizowanych krajach, to się okazało, że nasi nawet nie biorą tego pod uwagę, bo mieszkańcy będą protestować…
                I można było zapytać, kto tu jest my, a kto oni, bo jak trzeba było podnieść ceny za wywóz śmieci, to mieszkańców nikt o zgodę nie pytał, za to bardzo dokładnie nasi wytłumaczyli, że podwyżka cen to ich wina.
                Nie, żebym w to nie wierzyła, ale generalnie z tym pytaniem mieszkańców o zdanie to w naszym kraju nie ma jakichś bogatych tradycji, zarówno z ich jak i z naszej strony, np. kiedy buduje się na osiedlu noclegownię dla bezdomnych i zapomina się zapytać o zdanie sąsiadów.
Może nie ma tu znaku równości między nami a nimi, bo co jedni robią w białych rękawiczkach, to drudzy kijem baseballowym, no ale sorry, taki a nie inny mamy klimat.

                A klimat jest taki, że nasi chwalą się, że walczą ze smogiem, ale robią to, co i tak muszą zrobić, czyli likwidują kopciuchy w budynkach należących do miasta. No ale przecież mogliby nie robić nawet tego, prawda?
                Oni chwalą się, że rozdają pieniądze na likwidację prywatnych kopciuchów, ale mało kto te pieniądze widział, bo takie są obwarowania. Ale przecież dają, nie?
Przed wprowadzeniem zakazu palenia węglem jedni i drudzy bronią się jak przed ekskomuniką, bo wyborcy by się pogniewali. Może słusznie, nie wiem. Na przyspieszenie wymiany kopciuchów na czystsze też nikt się nie odważy. Z drugiej strony panowie z ciepłociągu zadowoleni z siebie wysiadują jak kwoki złote jaja to, co zastali. O rozbudowywaniu sieci nie ma mowy, bo widocznie to, co wysiadują, to jednak nie jaja…

***

Niby więc rok mamy nowy, ale tak naprawdę, zmieniają się tylko cyferki na kalendarzu. I niektóre twarze na  niektórych stanowiskach. Poza tym wszystko po staremu. Pozostaje tylko modlić się o łaskę panów, naszych i ich, ale przede wszystkim o własne zdrowie, żeby to znosić.
Jak to drzewiej bywało i na wieki wieków pewnie będzie. Przynajmniej dość przewidywalnie, prawda Babciu?
               
                Całuję Cię mocno!

                Twoja J.




Podobne:



47. ASFALT WYBORCZY





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz