Co u Ciebie nowego? Nie nudzisz
się w długie zimowe wieczory między tymi wszystkimi świętami? Może coś czytasz,
księgę jakąś świętą? Teraz możesz poczytać coś ode mnie dla odmiany. Jeżeli nie
staniesz się lepszy dzięki księdze, to może akurat dzięki mojemu listowi. Herezje
takie zimowe, chyba mnie gdzieś przewiało w za cienkiej czapce…
Nie sądzisz, Dziadku, że różne
święte księgi, niezależnie od przypisywanego autorstwa – Boga, Allaha, Marksa
czy jeszcze kogo innego - sprawiają przede wszystkim (może nawet wbrew intencji
autorów), że ich stałym czytelnikom wydaje się, że mogą czuć się lepszymi od
innych? Oczywiście, nie wszystkim, ale chyba jednak większości. Nieprawda?
Bo przecież nie ma to jak poczuć
się od kogoś lepszym. Nic tak nie poprawia nastroju jak poczucie wyższości.
Powody ku temu można sobie znaleźć różne: można być bogatszym od innych, mieć
lepszy samochód albo większy dom. Można być lepiej wykształconym, ładniej od
innych malować albo dokładniej sprzątać. Tacy już chyba jesteśmy, że
potrzebujemy czegoś, co pozwala nam podnosić wartość we własnych oczach i każdy
coś takiego ma, choć nie każdy o tym wie. Ci, co wiedzą, zazwyczaj nie
potrzebują za wszelką cenę ścigać się z innymi i doceniają wartość innych, choć
pewnie czasem dla zdrowia też lubią się porównać. Ci co pewności nie mają, muszą
ją znaleźć i, poszukując potwierdzenia, koniecznie udowodnić wszystkim. Z
jakiegoś powodu księgi uznawane przez niektórych za święte, są traktowane jak
potwierdzenie „lepszości” tych, co je bezkrytycznie czytują i po swojemu
rozumieją.
Można więc mieć „lepszy” kolor
skóry, należeć do „lepszego” narodu, „lepszej” części społeczeństwa, „lepszej”
części rodziny albo wierzyć w „lepszego” Boga. Można pochodzić z „lepszej”
części kraju, kibicować „lepszej” drużynie, a nawet „lepszej” dyscyplinie
sportowej. Oczywiście każdą taką „lepszość” należy udowodnić „gorszym” – jak
nie słowem, to siłą.
Wiesz
może, skąd się to bierze? Ten pęd do bycia „panem”?
Może
stąd, że pan to przeciwieństwo chama, a panom zawsze wolno więcej? Uczciwy cham
zawsze będzie tylko głupcem i frajerem, a najobrzydliwszym wybrykom pana zawsze
przypisywany będzie wdzięk i polot? Pan zawsze widzi szerzej i dalej, pan czyni
sobie Ziemię poddaną, bo mu tę władzę dano i jak pan zechce chamowi po pysku
dać, to zawsze w imię jakiejś wyższej racji, bo chama poddano panu, żeby miał
sobie na kim swoje „państwo” ćwiczyć i w sobie pielęgnować…
Chamem
zaś jest ten, kogo pan za chama raczy uznać: sąsiad, pracownik, sprzedawca w
sklepie, syn, córka, rodzic, żona, mąż, uczeń, koleżanka, innowierca, imigrant,
bezdomny, znajomy ze wsi, urzędnik z wojewódzkiego miasta albo chociaż pies
przywiązany do budy – ktokolwiek, byle móc czuć się od tego kogoś lepszym i
chociaż w myślach móc po pysku dać…
Nie przychodzi Ci czasem do głowy, że w tym
rozumowaniu, że panu wolno z poddanym zrobić wszystko, co się panu żywnie
podoba, jak to na naszym Wschodzie od zawsze było, że z tym jednak może być coś
nie tak?
Bo
co, jeśli każdy pan, który wciąż dąży do tego, żeby zgromadzić sobie jak
największą liczbę poddanych, nie tylko tuczy dzięki nim swoje pańskie dobre samopoczucie,
ale tak naprawdę bierze na siebie odpowiedzialność, z której prędzej czy
później przyjdzie mu się rozliczyć? Co jeśli w tych wszystkich mniej lub
bardziej świętych księgach chodzi o to, że pan, który rzeczywiście widzi więcej
niż jego poddany, winien być wsparciem a nie postrachem? Co jeśli tylko pan
cieszący się szacunkiem poddanego jest prawdziwym panem? Co jeśli pańska pogarda
czyni z niego coś znacznie podlejszego niż cham w jego oczach?...
***
Takie
mi się herezje w głowie roją, kiedy patrzę na obrazki z trzema królami albo
mędrcami, składającymi dary u stóp niemowlęcia położonego w żłobie. Podobno też
przybyli ze Wschodu. Ciekawe, co sobie musieli pomyśleć Kacper, Melchior i
Baltazar przywykli do przepychu królewskich pałaców i usługujących im na każdym
kroku niewolników, kiedy to, czego szukali, znaleźli w walącej się szopie na
przedmieściach prowincjonalnego miasteczka na obrzeżach świata uznawanego wtedy
za cywilizowany? Czy i jak ta wizyta zmieniła ich jako panów?
Nas
już chyba raczej nie zmienia…
Pozdrowienia
Twój
K.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz