wtorek, 17 grudnia 2013

29. LIST DO P.


Szanowny Panie P.


Jest dla mnie bardzo ważne napisanie tego listu w odpowiedzi na Pańskie niefortunne uwagi  na temat pewnego dziecka z łoża o rzekomo kwestionowanej reputacji.
Rozumiem, że emocje wywołane decyzją sędziów Sądu Najwyższego, którzy uznali, że twierdzenie o istnieniu narodu śląskiego godzi w polską rację stanu, może wywoływać gęsią skórkę i kojarzyć się z niechlubnymi epizodami z dziejów mniej lub bardziej Miłościwie Nam Panującej Rzeczypospolitej, ale odwoływanie się do słów patrona niezdrowych koktajli jest pogłosem tej samej autorytarnej czkawki, co rzeczony wyrok. Chyba nie o takie wkur..nie chodziło Panu Kutzowi. Jako Ślązak od pokoleń, czuję się obywatelem tego kraju, którego język wyewoluował m.in. z naszej gwary i określanie go mianem „bękarta” bije również w moją godność, więc nie mogę pozostać wobec takiej obelgi obojętny. Człowiek z Pańskim wykształceniem, zdobytym, jak mniemam, za własne, a nie „bękarcie” pieniądze, z pewnością wie, że, jako Ślązacy, jesteśmy ostatnimi spadkobiercami dziedzictwa kulturowego, które jeszcze 100 lat temu sięgało Nysy Łużyckiej i było dziełem wieków pracy kilku wielkich narodów spotykających się w tej części Europy. W języku jednego z nich myślę i się wypowiadam, więc do niego mi najbliżej, ale osobiście nie widzę powodu, żeby którykolwiek z tych narodów gloryfikować ani któremukolwiek ubliżać, skoro każdemu coś zawdzięczamy i każdemu mamy coś do zarzucenia. Wiele moglibyśmy mieć dzisiaj do zaoferowania światu, gdybyśmy umieli oprzeć na tym dziedzictwie naszą tożsamość, a nie budowali nowej, w opozycji do kogokolwiek. Czy do tego potrzeba nam błogosławieństwa urzędników?

Niezależnie od tego, czy należę do narodu śląskiego, czy do śląskiej mniejszości etnicznej, gdziekolwiek rzuci mnie los, niezależnie od hipokryzji kancelistów, zawsze będę Ślązakiem. Nawet, jeżeli od czasu do czasu wymsknie się komuś od serca, że to tylko zakamuflowana opcja niemiecka – mogę tylko współczuć ignorancji i głupoty, które nie posiadają przecież obywatelstwa. Niektórzy chcieliby mi odmówić do tego prawa, ale i tak będę też czuł się Polakiem, chociaż nie takim samym jak Mazur albo Małopolanin, to też nie gorszym. Wspomnienie Powstania Styczniowego nie jest historią moich przodków, bo bliższe są mi dzieje Powstań Śląskich. Posługując się historycznym epitetem sugeruje Pan wyższość porządku przedwersalskiego nad późniejszymi. Ale z jakiegoś powodu ten „bękart”, przed niespełna wiekiem, dawał nadzieję Ślązakom na godniejsze życie i dla niego tysiące osób ryzykowało i ginęło. Rozczarowanie późniejszymi realiami nie usprawiedliwia mitologizowania tego, co było przedtem. Owszem, warto pamiętać, że historię zapisaną w książkach, należy konfrontować z tą przekazywaną za zamkniętymi drzwiami z pokolenia na pokolenie. Można się wtedy dowiedzieć w tajemnicy, że niekoniecznie tym należały się ordery, którzy pierwsi wypinali po nie pierś. W tej niepisanej wersji historii kryją się dramaty mieszkańców pogranicza, gdzie w ramach jednej rodziny stawać mogły przeciwko sobie różne opcje narodowe i polityczne.
Lata powojenne były okresem chyba największej dewastacji Śląska w historii. Zwłaszcza Dolnego. Zapewne nie trzeba Panu przypominać, że to na fali wartościowania narodów, publicznego palenia dzieł sztuki oraz mitologizowania przeszłości wizjonerzy, do których retoryki się Pan odwołuje, doprowadzili do tej nieodwracalnej katastrofy, której skutki odczuwa do dziś pół Europy. W naszym pokoleniu, niezależnie od różnych ruchów politycznych, zanikają antagonizmy powszechne jeszcze 20 lat temu. Z Pańskiej wypowiedzi można by wnioskować, że jest to zjawisko niepożądane. No, ale w końcu skłócanie ludzi to modny sposób na zdobycie popularności.
Nazwisko, na które, może i nie bez dumy, zapracowali sobie przed wiekami Pańscy przodkowie, pozostaje w sprzeczności z głoszonymi przez Pana tezami. Z drugiej strony: mesjanizm, wymachiwanie szabelką i zapaści zdrowego rozsądku pozostają w pełnej zgodzie z narodowym stereotypem. Pańskie aspiracje do miana polityka, o ile miano to nie oznacza raczej degradacji, przejawiają się w ekstrawagancjach popularnych wśród doszłych i niedoszłych parlamentarzystów współczesnej Rzeczypospolitej. Gdyby ktoś chciał sobie wyrobić zdanie o wyjątkowości Ślązaków na podstawie Pańskich wypowiedzi, mógłby ją zakwestionować.
Rozumiem, że bardzo chciał Pan poczuć się Aaronem, który uczestniczy w prowadzeniu naszego śląskiego Narodu Wybranego do Ziemi Obiecanej, jaką miałaby być autonomia. Niestety, albo laska tym razem zawiodła, albo skała została pomylona, bo nie odsłonił Pan życiodajnego zdroju, którym mógłby się pokrzepić lud, ale śmierdzącą, brunatną breję. Znajdą się zdesperowani gotowi i takim szlamem chłodzić rozpalone gorączką usta, ale czy kiedykolwiek ugaszą pragnienie?

Z poważaniem.

                                                                                              Krzysztof Oleś


(Bezpartyjny)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz