Kochana Babciu!
Muszę
Ci się pożalić, bo niedawno przeżyłam coś strasznego: tata zabrał mnie ze sobą
na zakupy! Mam nadzieję, że nigdy więcej mnie to nie spotka. Bo to nie były ani
zakupy spożywcze, ani moje, ani zlecenie mamy na promocję w dyskoncie. Tata
postanowił zaktualizować swoją garderobę…
Zakupy
z mamą to świetna rozrywka: spokojnie zwiedzamy sobie kolejne sklepy w mieście,
oglądamy z każdej strony, co tam mają fajnego, czasami przymierzamy i niekiedy
nawet zdarza nam się coś kupić. Z tatą jest inaczej. Biegniemy od sklepu do
sklepu w poszukiwaniu butów, spodni albo koszuli potrzebnych na już, a każdy
kolejny sklep opuszczamy coraz bardziej rozpaleni: tata ze złości, a ja od
biegania za nim. Pewnie nie byłoby tego problemu, gdyby tacie było obojętne, co
nosi, ale niestety: wybredny jest jak księżniczka i jak mu się coś nie podoba,
to nie założy i już…
Zaczęliśmy
od najpopularniejszego w kraju sklepu obuwniczego. Kiedy przebiegliśmy go po
trzy razy wzdłuż i wszerz, tata zaczepił panią sprzedawczynię:
- Przepraszam, gdzie znajdę u państwa męskie buty?
– uprzejma pani zaprowadziła nas do półek, przy których zatrzymywaliśmy się już
wcześniej.
- No, to gdzie te buty? – zapytał tata z przestrachem
w głosie.
- Te wszystkie, które pan tutaj widzi – pani sprzedawczyni
spojrzała na tatę, jakby pytał o krawat w sklepie sportowym.
- To są męskie? Przecież identyczne, jak te tutaj, żona kupiła dwa lata temu jako damskie…
- Proszę pana, w naszych sklepach sprzedajemy tylko
najmodniejsze obuwie – oburzyła się pani – zapewniam pana, że dostępne u nas
fasony inspirowane są ostatnimi pokazami w światowych stolicach mody!
- Ale ja nie chcę modnych, chcę męskie!
- Tylko to, co pan widzi – pani była zdegustowana
co najmniej, jakby ktoś pomylił przy niej Mulberry z Burberry.
- Są w ogóle jakieś czarne? – pani pokręciła
przecząco głową - Może chociaż brązowe? Bywało już, że tylko takie były… - mimo
pogłębiającej się rozpaczy tata nie dawał za wygraną.
- Przykro mi, nie posiadamy już kolekcji z
minionych sezonów – mina i chłód w głosie sprzedawczyni nie pozostawiały
wątpliwości, co myśli o ludziach, których nie obchodzi, że jej firma jest na bieżąco z aktualnymi trendami…
Sytuacja
powtórzyła się w kolejnych trzech sklepach, tylko rozmowy były coraz krótsze. W czwartym nie było rozmowy, bo tata zaniemówił, kiedy zobaczył ceny. Potem szukaliśmy jeszcze koszul – z podobnym skutkiem. W którymś sklepie z
rzędu tata stwierdził ze zdziwieniem, że przecież już tu byliśmy i wyszedł, ale
mu wytłumaczyłam, że nie - to tylko towar jest we wszystkich sklepach taki
podobny, bo na tym właśnie polega moda. Kiedy kolejny raz przeszliśmy przez
licznik klientów w wejściu, pani sprzedawczyni obdarzyła nas spojrzeniem królowej lodu, a
kiedy wyszliśmy bez zakupów, jej wzrok rozbiłby wszystkie lustra w
przymierzalni, gdyby nie zasłonki.
Przez kolejnych kilkanaście sklepów wysłuchiwałam zaprawionego coraz większą
goryczą wykładu taty na temat tego, że moda to wymysł wielkich korporacji,
które opłacają dziennikarzy, żeby krytykowali w mediach „celebrytów”, którzy
pozwalają się fotografować więcej niż jeden raz w tym samym stroju, a już nie daj
Boże, w czymś z poprzedniego sezonu! Nawet całe fotoreportaże publikują w kolumnach
humorystycznych ze zdjęciami strojów, które 20 lat temu uchodziły za eleganckie,
żeby przypadkiem ktoś nie spróbował z dna szafy czegoś wyjąć, tylko żeby
wszyscy ciągle nowe kupowali! To się nazywa „kreowanie potrzeb” i stąd o
projektantach ubrań mówi się właśnie „kreatorzy mody”. A taty prababcia
mawiała, że każda moda trwa tak długo, jak długo świnie do chlewa z wypasu
wracają i miała świętą rację! I dzisiejsi gimnazjaliści nie mają nawet pojęcia,
że fason przeciwsłonecznych okularów, którymi dzisiaj szpanują, jeszcze 5
sezonów temu był szczytem obciachu, żeby o fryzurach nie wspomnieć! A kiedy
„kreatorzy” postanowią, że panowie znów powinni się ubierać w pończochy i peruki,
bo na to się zanosi, to na tatę nie mają co liczyć!
Te
rozważania naprowadziły tatę na myśl, że są przecież sklepy, w których można
kupić odzież z dawniejszych sezonów. Po godzinie przeszukiwania stert używanych
ubrań z ojczyzny Sherlocka Holmesa i próbach wydedukowania, czy dany fason
dżinsów jest damski czy męski, kichając od kurzu, opuściliśmy największy
„second hand” w mieście. I już miałam nadzieję, że tata się podda i wrócimy
wreszcie do domu, kiedy trafiliśmy na reklamę sklepu militarnego…
Teraz
tata wygląda jak jakiś konwojent bankowy albo miłośnik literatury wojennej: w
bojówkach, siedmiofuntowych butach i koszulce moro. Chwali sobie, że wygodne,
trwałe, praktyczne, a w górach po prostu niezastąpione. O głowę wyższy od taty
sąsiad z piętra wyżej kłania się teraz pierwszy, a zawsze modny sąsiad
z pierwszego piętra, któremu żona kupuje turkusowe bluzeczki i morelowe
spodnie, ukradkiem pytał, gdzie się można tak po męsku ubrać…
Całuję Cię mocno!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz