Kochana Babciu!
Wrzesień w tym roku jest u nas
wyjątkowo brzydki, chociaż wszyscy zapowiadali, że będzie najcieplejszy w
historii. Tata mówi, że to się nazywa zaklinanie. Opowiadał mi, jak to kiedyś w
każdej wiosce był taki czarownik, który nazywał się Szaman i on zaklinał pogodę.
Jak mieszkańcom dokuczała susza, to szło się do Szamana, mówiło mu: „Szamanie,
potrzebujemy deszczu. Pozaklinałbyś trochę, co?”. A Szaman na to: „Mieszkańcy
wioski, takie wtrącanie się w wolę bogów wymaga odpowiedniej ofiary!”.
Mieszkańcy zaczynali wtedy zgrzytać zębami, a Szaman chował się w swoim
namiocie, niby obrażony, ale tak naprawdę to ze strachu, żeby sam miał czym
zgrzytać, gdyby kiedyś potrzebował. I tak nikt mu nic nie mógł zrobić, bo tylko
on jeden w całej wiosce znał się na zaklinaniu pogody.
Na to zgrzytanie
przychodził Wódz albo Wójt, zależy, gdzie miała miejsce akcja i pytał, o co
chodzi. Mieszkańcy mu opowiadali i Wódz albo Wójt szedł traktować. Traktowali
tak do późnego wieczora, a kiedy skończyli, Szaman miał wizje. Wychodził wtedy
oparty o ramię Wodza i zmienionym głosem mówił tak: „Mieszkańcy wioski! Bogowie
chcą ofiary z tłustego wołu! Podzielicie go na trzy części: najbardziej tłuste
i najmniej smaczne mięso złożycie w ofierze bogom. To trochę lepsze będzie dla
Wodza, który jest dla was lepszy, niż na to zasługujecie. Najlepsze zaś
zostawicie dla Szamana, który robi dla Was kawał dobrej roboty, ale jest przez
was niedoceniany!”
Mieszkańcy robili tak, jak
Szaman kazał, chociaż niektórzy nie dowierzali tym jego wizjom, ale musieli go
słuchać, bo tylko on potrafił zaklinać pogodę. Kiedy już ofiara została
złożona, Szaman chował swoje mięso do skrytki na zimę i opuszczał wioskę, żeby
odprawiać czary, które miały szybciej sprowadzić deszcz. Czarował tak i czarował,
aż deszcz spadł i wtedy wracał do wioski, a wszyscy byli szczęśliwi i pełni
podziwu dla jego znajomości z bogami. Czasami długo trwało, zanim mógł wrócić i
wtedy, zapytany, dlaczego tyle czasu to zajęło, Szaman krzyczał na mieszkańców,
że źle podzielili mięso i bogowie się gniewali, dlatego on musiał tak długo ich
dobruchać.
Dzisiaj nie używa się już tych
czarowników, bo pogodą zajmują się lunatycy, jak Ci ostatnio pisałam. Oni nie
zaklinają pogody, tylko prognozują, czyli obliczają na komputerze. Ale to prognozowanie
nie wszystkim się podoba. Bo gdyby ci lunatycy powiedzieli na koniec sierpnia,
że przez cały wrzesień będzie zimno i mokro, to przyjechaliby do nich
zgrzytający zębami górale z ciupagami i nakrzyczeliby na lunatyków, że się nie
znają i im resztki turystów odstraszają. Lunatycy też czasami lubią sobie
pozgrzytać, więc żeby mieć czym, uczą się zaklinać. Ale nie mają jeszcze takich
znajomości z bogami, to im to zaklinanie nie wychodzi i, mimo prognoz, wrzesień
jest listopadowy.
My też nie mamy na osiedlu
takiego Szamana, ani nawet Wójta, ale za to tradycja traktowania ocalała,
chociaż trochę zmieniona. Co roku, kiedy robi się chłodno i masła nie trzeba
chować do lodówki, żeby było twarde, zgrzytający zębami z zimna mieszkańcy udają
się do Administracji, żeby włączyła ogrzewanie. Administracja odpowiada wtedy,
że sezon grzewczy się jeszcze nie rozpoczął, że Ciepłowni nie opłaca się
jeszcze włączać maszyn, że pogoda może się jeszcze poprawić itd. No, a nawet
gdyby włączyli wcześniej ogrzewanie, to wtedy za rok będzie jeszcze droższe.
Dlatego Administracja radzi zaopatrzyć się w grzejniki olejowe. Na to
mieszkańcy zaczynają głośniej zgrzytać zębami, bo prąd do olejowych grzejników
jest jeszcze droższy, niż ciepło z Ciepłowni, ale nic nie mogą zrobić, bo tylko
Administracja może włączyć ogrzewanie. Administracja się wtedy obraża i chowa
do swojego biura. Dopiero kiedy mieszkańcy zaczynają używać imienia Prezesa,
Administracja zgadza się traktować z Ciepłownią.
Nie wiem, jak oni traktują, jak
długo, ani kto ma jakie wizje, ale któregoś dnia pojawia się na wszystkich
drzwiach karteczka od Administracji, z informacją, że się przygotowuje do
włączenia ogrzewania. Nie trzeba wtedy składać ofiary. Wzrost opłat za
ogrzewanie będzie trzykrotny: na początek nowego roku kalendarzowego, na koniec
obecnego sezonu grzewczego i na początku nowego. A Administracja pojawia się w
naszym bloku dopiero, kiedy jest już ciepło i przytulnie. Szczęśliwi i
nierozmrożeni jeszcze do końca mieszkańcy witają Administrację z wdzięcznością,
a gdy ktoś zakatarzonym głosem zapyta, dlaczego tak późno, to Administracja
nakrzyczy na niego, że trzeba było wcześniej kończyć remonty i odkręcać zawory!
Jak już Ci kiedyś pisałam - u nas, na prowincji, kultuje się tradycje!
A od kilku dni mamy już ciepło,
więc Całuję Cię gorąco!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz